Święta, święta, święta…

– O mój Boże, jak ja to wszystko ogarnę?! – Borys gorączkowo biegał po kuchni, starając się nie ulec narastającej w nim panice.

Za oknem delikatnie padał śnieg. Z radia słychać było świąteczne piosenki, a Pepito nucąc pod nosem przystrajał choinkę bombkami.

Mimo usilnych prób zachowania spokoju, Borys oddychał z coraz większym trudem, a jego ruchy stawały się chaotyczne i nieskoordynowane. Pepito zaprosił bowiem na świąteczną kolację kilkoro znajomych i Borys czuł na sobie ciężar odpowiedzialności za należyte przyjęcie gości. Za wszelką cenę chciał stanąć na wysokości zadania!

„Stanąć na wysokości zadania”. Już samo to określenie napinało ciało Borysa i utrudniało mu oddychanie. Borys często czuł, że musi „stanąć na wysokości zadania”. Oznaczało to, że albo musi się do czego zmusić i wziąć na siebie przytłaczającą go odpowiedzialność, albo generalnie stać się trochę kimś innym niż jest.

– Borys, idziesz na spacer? – Pepito, właśnie skończył dekorować choinkę i postanowił wybrać się na spacer, bo świat za oknem wydał mu się taki piękny.

Borys poczuł mieszaninę złości i zazdrości.

– Pepito zaprosił gości, a teraz się tym w ogóle nie przejmuje! Czy on w ogóle ma świadomość odpowiedzialności?! – gorączkował się w myślach Borys. – Gdyby tak wszyscy wszystko olewali, to jak wyglądałby świat?! – od myśli pełnych wzburzenia, aż poczerwieniał mu nos.

– No właśnie … jak wyglądałby świat, gdybym i ja coś olał? – Borys nagle zahamował w samym środku swojego świętego oburzenia i spojrzał na widok za oknem. – Ale co to w ogóle znaczy „olać”? Czy to oznacza robić tylko to na co ma się ochotę? – zadumał się Borys.

Borys tak często robił rzeczy, których od niego oczekiwano, albo sam od siebie oczekiwał, że zapomniał już co lubi robić i na co ma ochotę. Poza liczeniem liści na fikusie, oczywiście! Postanowił zatem się tego dowiedzieć.

– Idę! – znienacka padła jego odpowiedź na pytanie Pepita.

Założył ciepłe kalesony, kurtkę, nauszniki i już był gotowy do drogi.

Pepito i Borys szli przez chwilę w milczeniu. Ich kroki były miarowe i spokojne.

– Wiesz co Borys? – odezwał się Pepito znienacka. – Lubię Cię, wiesz? Borys, aż zadrżał w reakcji na to wyznanie, Pepito nie był bowiem skory do tego typu wynurzeń.

– Cieszę się, że jesteś taki jaki jesteś, bo dzięki temu, ja mogę być taki, jaki jestem – skonstatował Pepito.

– A ja mogę odkrywać to kim jestem – odpowiedział wzruszony Borys. Westchnął głęboko, spojrzał na Pepita i poczuł całym sobą, czym jest magia świąt.

– O mój Boże, jak ja to wszystko ogarnę?! – Borys gorączkowo biegał po kuchni, starając się nie ulec narastającej w nim panice.

Za oknem delikatnie padał śnieg. Z radia słychać było świąteczne piosenki, a Pepito nucąc pod nosem przystrajał choinkę bombkami.

Mimo usilnych prób zachowania spokoju, Borys oddychał z coraz większym trudem, a jego ruchy stawały się chaotyczne i nieskoordynowane. Pepito zaprosił bowiem na świąteczną kolację kilkoro znajomych i Borys czuł na sobie ciężar odpowiedzialności za należyte przyjęcie gości. Za wszelką cenę chciał stanąć na wysokości zadania!

„Stanąć na wysokości zadania”. Już samo to określenie napinało ciało Borysa i utrudniało mu oddychanie. Borys często czuł, że musi „stanąć na wysokości zadania”. Oznaczało to, że albo musi się do czego zmusić i wziąć na siebie przytłaczającą go odpowiedzialność, albo generalnie stać się trochę kimś innym niż jest.

– Borys, idziesz na spacer? – Pepito, właśnie skończył dekorować choinkę i postanowił wybrać się na spacer, bo świat za oknem wydał mu się taki piękny.

Borys poczuł mieszaninę złości i zazdrości.

– Pepito zaprosił gości, a teraz się tym w ogóle nie przejmuje! Czy on w ogóle ma świadomość odpowiedzialności?! – gorączkował się w myślach Borys. – Gdyby tak wszyscy wszystko olewali, to jak wyglądałby świat?! – od myśli pełnych wzburzenia, aż poczerwieniał mu nos.

– No właśnie … jak wyglądałby świat, gdybym i ja coś olał? – Borys nagle zahamował w samym środku swojego świętego oburzenia i spojrzał na widok za oknem. – Ale co to w ogóle znaczy „olać”? Czy to oznacza robić tylko to na co ma się ochotę? – zadumał się Borys.

Borys tak często robił rzeczy, których od niego oczekiwano, albo sam od siebie oczekiwał, że zapomniał już co lubi robić i na co ma ochotę. Poza liczeniem liści na fikusie, oczywiście! Postanowił zatem się tego dowiedzieć.

– Idę! – znienacka padła jego odpowiedź na pytanie Pepita.

Założył ciepłe kalesony, kurtkę, nauszniki i już był gotowy do drogi.

Pepito i Borys szli przez chwilę w milczeniu. Ich kroki były miarowe i spokojne.

– Wiesz co Borys? – odezwał się Pepito znienacka. – Lubię Cię, wiesz? Borys, aż zadrżał w reakcji na to wyznanie, Pepito nie był bowiem skory do tego typu wynurzeń.

– Cieszę się, że jesteś taki jaki jesteś, bo dzięki temu, ja mogę być taki, jaki jestem – skonstatował Pepito.

– A ja mogę odkrywać to kim jestem – odpowiedział wzruszony Borys. Westchnął głęboko, spojrzał na Pepita i poczuł całym sobą, czym jest magia świąt.