Poniedziałkowy poranek

– O rany, ale jestem zmęczony! – sapnął Pepito, rzucając się na podłogę po ekstatycznym tańcu.

Lubił tak od czasu do czasu, puścić sobie muzykę „na full” i z zapamiętaniem oddać się dzikim pląsom. Czuł wtedy, że cały jest ruchem i dźwiękiem. Dawało mu to poczucie wolności i energii, która wypełniała jego włochate ciało.

Gdy już sobie odsapnął, zaczął się zastanawiać co zrobić z tym dniem. Miał tak wiele możliwości. Mógł pobiegać, mógł spotkać się z kimś znajomym, mógł …

– No właśnie, niby tak wiele możliwości, a jakoś sensu w nich brak – skonstatował Pepito – chciałbym zająć się czymś co ma znaczenie – ożywił się na samą myśl – muszę znaleźć swoją misję! – postanowił.

– Borys! – zawołał donośnie, czym wyrwał Borysa z po-śniadaniowej drzemki – jaką ja mogę mieć życiową misję? Co mogę robić sensownego w życiu? – zapytał i niecierpliwie czekał na odpowiedź.

Borys przeciągnął się leniwie i zaczął się zastanawiać. Misja… sens… Pepito…. Zdziwiło go, że Pepito uznaje swoje życie za pozbawione sensu i misji. Jak to, jaka jest jego życiowa misja? Przecież to jasne! Pepito ożywia wszystko i wszystkich wokół.

Borys poczuł jak bardzo jego własne życie się zmieniło dzięki Pepitowi. Jak wiele dzięki niemu przeżył. Pepito był jak przybysz z obcej planety, który tylko dzięki temu, że jest tak odmienny i egzotyczny, pozwala inaczej spojrzeć na otaczający świat.

– Przecież wystarczająco sensowne jest samo jego bycie! – ta myśl wyraźnie zaistniała w umyśle Borysa. Uderzyło go to, że nigdy tak nie myślał o sobie. Nawet do głowy mu nie przyszło, że jego egzystencja sama w sobie ma sens. Sens miało tylko to, co robił dla innych. Tyle było sensu ile użyteczności – ten wniosek zasmucił Borysa. Poczuł się bardzo zmęczony i przytłoczony tą ciągłą koniecznością dbania o własną przydatność.

– To może dlatego ciągle chce mi się spać? – zaczął się zastanawiać – może dlatego, nawet mi się nie chce ruszyć z miejsca? – kontynuował rozważania – to straszne, ciągle się bać, że jak przestaniesz być użyteczny to znikniesz! – powoli zaczynał w nim rodzić się bunt.

– Chrzanić to! – krzyknął Borys, a Pepito ze zdziwienia podniósł uszy do góry – Pepito, jak sądzisz, co by się stało, gdybym stał się bezużyteczny? – zapytał i z drżeniem czekał na odpowiedź.

– Bezużyteczny? – zdziwił się Pepito – ale co to znaczy?

– No wiesz, przestałbym gotować, sprzątać, dbać o wszystko w naszym domu, martwić się o ciebie, no i takie tam – wymienił jednym tchem Borys.

– Ale…– zadumał się Pepito – to ty tego nie uwielbiasz? To ty robisz to wszystko, żeby być użytecznym? Bo wiesz, ja to czasami miałbym nawet ochotę coś ugotować, czy posprzątać, czy nawet pomartwić się o ciebie, ale myślałem, że dla ciebie są to czynności nadające sens życiu. No bo ty mi wyglądasz na takiego, co ten sens znalazł.

Pepito i Borys zastygli w zadziwieniu, że sens życia jest tam, gdzie go nie widzimy, a nie ma go tam, gdzie wydaje się być…

– O rany, ale jestem zmęczony! – sapnął Pepito, rzucając się na podłogę po ekstatycznym tańcu.

Lubił tak od czasu do czasu, puścić sobie muzykę „na full” i z zapamiętaniem oddać się dzikim pląsom. Czuł wtedy, że cały jest ruchem i dźwiękiem. Dawało mu to poczucie wolności i energii, która wypełniała jego włochate ciało.

Gdy już sobie odsapnął, zaczął się zastanawiać co zrobić z tym dniem. Miał tak wiele możliwości. Mógł pobiegać, mógł spotkać się z kimś znajomym, mógł …

– No właśnie, niby tak wiele możliwości, a jakoś sensu w nich brak – skonstatował Pepito – chciałbym zająć się czymś co ma znaczenie – ożywił się na samą myśl – muszę znaleźć swoją misję! – postanowił.

– Borys! – zawołał donośnie, czym wyrwał Borysa z po-śniadaniowej drzemki – jaką ja mogę mieć życiową misję? Co mogę robić sensownego w życiu? – zapytał i niecierpliwie czekał na odpowiedź.

Borys przeciągnął się leniwie i zaczął się zastanawiać. Misja… sens… Pepito…. Zdziwiło go, że Pepito uznaje swoje życie za pozbawione sensu i misji. Jak to, jaka jest jego życiowa misja? Przecież to jasne! Pepito ożywia wszystko i wszystkich wokół.

Borys poczuł jak bardzo jego własne życie się zmieniło dzięki Pepitowi. Jak wiele dzięki niemu przeżył. Pepito był jak przybysz z obcej planety, który tylko dzięki temu, że jest tak odmienny i egzotyczny, pozwala inaczej spojrzeć na otaczający świat.

– Przecież wystarczająco sensowne jest samo jego bycie! – ta myśl wyraźnie zaistniała w umyśle Borysa. Uderzyło go to, że nigdy tak nie myślał o sobie. Nawet do głowy mu nie przyszło, że jego egzystencja sama w sobie ma sens. Sens miało tylko to, co robił dla innych. Tyle było sensu ile użyteczności – ten wniosek zasmucił Borysa. Poczuł się bardzo zmęczony i przytłoczony tą ciągłą koniecznością dbania o własną przydatność.

– To może dlatego ciągle chce mi się spać? – zaczął się zastanawiać – może dlatego, nawet mi się nie chce ruszyć z miejsca? – kontynuował rozważania – to straszne, ciągle się bać, że jak przestaniesz być użyteczny to znikniesz! – powoli zaczynał w nim rodzić się bunt.

– Chrzanić to! – krzyknął Borys, a Pepito ze zdziwienia podniósł uszy do góry – Pepito, jak sądzisz, co by się stało, gdybym stał się bezużyteczny? – zapytał i z drżeniem czekał na odpowiedź.

– Bezużyteczny? – zdziwił się Pepito – ale co to znaczy?

– No wiesz, przestałbym gotować, sprzątać, dbać o wszystko w naszym domu, martwić się o ciebie, no i takie tam – wymienił jednym tchem Borys.

– Ale…– zadumał się Pepito – to ty tego nie uwielbiasz? To ty robisz to wszystko, żeby być użytecznym? Bo wiesz, ja to czasami miałbym nawet ochotę coś ugotować, czy posprzątać, czy nawet pomartwić się o ciebie, ale myślałem, że dla ciebie są to czynności nadające sens życiu. No bo ty mi wyglądasz na takiego, co ten sens znalazł.

Pepito i Borys zastygli w zadziwieniu, że sens życia jest tam, gdzie go nie widzimy, a nie ma go tam, gdzie wydaje się być…