Poranny jogging i Nicole

– Borys! Wstawaj! Idziemy pobiegać – zawołał Pepito, krzątając się po pokoju.

– Już wstaję – odpowiedział Borys, po czym sapiąc i postękując zaczął wygrzebywać się z pościeli.

Borys niezależnie od aury lubił szczelnie się okrywać. Zwykle miał na sobie co najmniej dwie kołdry, ze dwa koce i kilka poduszek, którymi przykrywał swoją głowę.

Posapując, poczłapał do kuchni by przygotować dla siebie i Pepita oczyszczającą organizm wodę z cytryną i miodem, którą Pepito wypił jednym haustem, wrzucając pustą szklankę do zlewu. Borys bez słowa, wzdychając jedynie, wypił z namaszczeniem swoją wodę, umył obie szklanki, po czym zaczął się ubierać.

Borys nie specjalnie lubił biegać, co innego spacerować i rozmyślać, ale obiecał Pepitowi, że wyruszy z nim dzisiaj na poranny jogging. A że Borys zawsze robił to co obiecał… no cóż słowo się rzekło.

Założył koszulkę, dresowe spodnie, stare sportowe buty, które nie były „specjalnymi butami do biegania”, ale Borys bardzo je lubił, przywiązywał się bowiem do swoich rzeczy i niechętnie się z nimi rozstawał.

W tym czasie Pepito, wygładzał na piersi opinającą ciało, przeciwpotną koszulkę i kontemplował w lustrze swoje odbicie.

Gdy obaj byli już gotowi, zbiegli do pobliskiego parku.

Pepito truchtał, podskakując jakby miał sprężynki w nogach. Całe jego ciało sprawiało wrażenie sprężynującego. Wszystko się w nim ruszało. Każdy skok uruchamiał ruchy jego tułowia, głowy, ramion. Futro na jego ciele też falowało w rytm podskoków. Machał przyjaźnie do każdego mijanego biegacza, a szczególnie szeroko uśmiechnął się do właśnie mijanej biegaczki – bo cóż to była za biegaczka!

Było w niej coś niezwykłego. Była muskularna, jak na amstaffkę przystało, a jednocześnie była w niej jakaś subtelność i delikatność. Zupełnie niecodzienne połączenie i piorunujący efekt!

Zazwyczaj Pepito i Borys mieli odmienny gust i podobały im zupełnie inne dziewczyny. Tym razem jednak obaj powędrowali za biegaczką wzrokiem i zaczęli truchtać obok niej. Pepito podskakiwał wokół biegaczki podekscytowany, a Borys zauroczony był tak bardzo, że nawet zapomniał o zadyszce, którą już od dłuższej chwili powinien mieć. Zamiast tego, biegł wyprostowany, czuł siłę swoich nóg i coś na kształt … samczej energii!

– Ja jestem Pepito, to jest Borys, a ty jak masz na imię, piękna biegaczko? – wyszedł z inicjatywą Pepito.

– Nicole – głos biegaczki był mocny i słodki jednoczenie.

– Nicole… – Borys w myślach powtórzył imię biegaczki i aż jęknął z rozkoszy – jaki głos, imię, ciało… Borysowi szumiało w głowie. Oczami wyobraźni widział już siebie z Nicole np. w bibliotece…, ale zaraz, zaraz, właśnie rzuca się na Nicole w miłosnym uniesieniu. Oj! Borys szybko otworzył oczy, a rumieniec przedarł się przez jego szare futerko.

– Nicole… – Pepito w myślach powtórzył imię biegaczki i aż jęknął z rozkoszy – jaki głos, jakie imię, jakie ciało – Pepitowi szumiało w głowie. Oczami wyobraźni widział już siebie…. Oj! Pepito szybko otworzył oczy, żeby przerwać swoje pełne żądzy myśli, bo futerko zaczęło mu się już niebezpiecznie skręcać i zaczął intensywnie dyszeć.

Borys, korzystając z zadyszki Pepita, zebrał się na odwagę, odchrząknął i już, już miał zaprosić Nicole na … cokolwiek, kiedy usłyszał to, czego wolałby nie słyszeć:

– Sorry chłopaki, ale ja trenuję do triatlonu, więc nie mogę z wami spacerować, ale fajnie było Was poznać! – i Nicole już zniknęła za zakrętem.

Pepito i Borys stali oniemiali i kontynuowali swoje wewnętrzne monologi:

– O rany, jaka dziewczyna, jaki temperament, jaki sexapeal – Pepitem wstrząsały dreszcze podniecenia – chyba będę musiał biegać do wieczora, żeby się uspokoić.

– O rany, jaka dziewczyna, jaki temperament, jaki sexapeal – Borys, aż się zarumienił i zawstydził siły swojej reakcji – ale i tak by mnie nie chciała – i już po rumieńcu – wrócę do domu, coś ugotuję, posprzątam i poczytam.

Co zaplanowali to zrobili. Pepito leczył niezrealizowane pragnienie bieganiem, a Borys gotowaniem, sprzątaniem i czytaniem.

Sposoby inne, niespełnienie to samo i wspólna myśl, że trudno się czasem rozstać, nawet z czymś, co się jeszcze nie zaczęło.

– Borys! Wstawaj! Idziemy pobiegać – zawołał Pepito, krzątając się po pokoju.

– Już wstaję – odpowiedział Borys, po czym sapiąc i postękując zaczął wygrzebywać się z pościeli.

Borys niezależnie od aury lubił szczelnie się okrywać. Zwykle miał na sobie co najmniej dwie kołdry, ze dwa koce i kilka poduszek, którymi przykrywał swoją głowę.

Posapując, poczłapał do kuchni by przygotować dla siebie i Pepita oczyszczającą organizm wodę z cytryną i miodem, którą Pepito wypił jednym haustem, wrzucając pustą szklankę do zlewu. Borys bez słowa, wzdychając jedynie, wypił z namaszczeniem swoją wodę, umył obie szklanki, po czym zaczął się ubierać.

Borys nie specjalnie lubił biegać, co innego spacerować i rozmyślać, ale obiecał Pepitowi, że wyruszy z nim dzisiaj na poranny jogging. A że Borys zawsze robił to co obiecał… no cóż słowo się rzekło.

Założył koszulkę, dresowe spodnie, stare sportowe buty, które nie były „specjalnymi butami do biegania”, ale Borys bardzo je lubił, przywiązywał się bowiem do swoich rzeczy i niechętnie się z nimi rozstawał.

W tym czasie Pepito, wygładzał na piersi opinającą ciało, przeciwpotną koszulkę i kontemplował w lustrze swoje odbicie.

Gdy obaj byli już gotowi, zbiegli do pobliskiego parku.

Pepito truchtał, podskakując jakby miał sprężynki w nogach. Całe jego ciało sprawiało wrażenie sprężynującego. Wszystko się w nim ruszało. Każdy skok uruchamiał ruchy jego tułowia, głowy, ramion. Futro na jego ciele też falowało w rytm podskoków. Machał przyjaźnie do każdego mijanego biegacza, a szczególnie szeroko uśmiechnął się do właśnie mijanej biegaczki – bo cóż to była za biegaczka!

Było w niej coś niezwykłego. Była muskularna, jak na amstaffkę przystało, a jednocześnie była w niej jakaś subtelność i delikatność. Zupełnie niecodzienne połączenie i piorunujący efekt!

Zazwyczaj Pepito i Borys mieli odmienny gust i podobały im zupełnie inne dziewczyny. Tym razem jednak obaj powędrowali za biegaczką wzrokiem i zaczęli truchtać obok niej. Pepito podskakiwał wokół biegaczki podekscytowany, a Borys zauroczony był tak bardzo, że nawet zapomniał o zadyszce, którą już od dłuższej chwili powinien mieć. Zamiast tego, biegł wyprostowany, czuł siłę swoich nóg i coś na kształt … samczej energii!

– Ja jestem Pepito, to jest Borys, a ty jak masz na imię, piękna biegaczko? – wyszedł z inicjatywą Pepito.

– Nicole – głos biegaczki był mocny i słodki jednoczenie.

– Nicole… – Borys w myślach powtórzył imię biegaczki i aż jęknął z rozkoszy – jaki głos, imię, ciało… Borysowi szumiało w głowie. Oczami wyobraźni widział już siebie z Nicole np. w bibliotece…, ale zaraz, zaraz, właśnie rzuca się na Nicole w miłosnym uniesieniu. Oj! Borys szybko otworzył oczy, a rumieniec przedarł się przez jego szare futerko.

– Nicole… – Pepito w myślach powtórzył imię biegaczki i aż jęknął z rozkoszy – jaki głos, jakie imię, jakie ciało – Pepitowi szumiało w głowie. Oczami wyobraźni widział już siebie…. Oj! Pepito szybko otworzył oczy, żeby przerwać swoje pełne żądzy myśli, bo futerko zaczęło mu się już niebezpiecznie skręcać i zaczął intensywnie dyszeć.

Borys, korzystając z zadyszki Pepita, zebrał się na odwagę, odchrząknął i już, już miał zaprosić Nicole na … cokolwiek, kiedy usłyszał to, czego wolałby nie słyszeć:

– Sorry chłopaki, ale ja trenuję do triatlonu, więc nie mogę z wami spacerować, ale fajnie było Was poznać! – i Nicole już zniknęła za zakrętem.

Pepito i Borys stali oniemiali i kontynuowali swoje wewnętrzne monologi:

– O rany, jaka dziewczyna, jaki temperament, jaki sexapeal – Pepitem wstrząsały dreszcze podniecenia – chyba będę musiał biegać do wieczora, żeby się uspokoić.

– O rany, jaka dziewczyna, jaki temperament, jaki sexapeal – Borys, aż się zarumienił i zawstydził siły swojej reakcji – ale i tak by mnie nie chciała – i już po rumieńcu – wrócę do domu, coś ugotuję, posprzątam i poczytam.

Co zaplanowali to zrobili. Pepito leczył niezrealizowane pragnienie bieganiem, a Borys gotowaniem, sprzątaniem i czytaniem.

Sposoby inne, niespełnienie to samo i wspólna myśl, że trudno się czasem rozstać, nawet z czymś, co się jeszcze nie zaczęło.